W końcu z plecakiem w trasie, dzień 1 do Starego Miasta
Jedziemy na Przełęcz Puchaczówka czerwonym pieszym szlakiem który "lekko" jest zniszczony przez leśników. Do tego jest to dość mocny podjazd, tak na początek :)
Po przeprawach przez gałęzie i błoto z Przełęczy jedziemy na Żmijową Polanę. Po stromym podjeździe asfaltem prowadzącym na przekaźnik na żółtym szlaku rowerowym prowadzącym do Żmijowej Polany jest jak zawsze sporo błota. Od zawsze odkąd tamtędy jechałem było sporo błota.
Dalsza część to przyjemny czerwony szlak do Schroniska na Śnieżniku
Od schroniska jedziemy niebieskim szlakiem w kierunku Przełęczy Puchacza, równie ciekawy szlak co czerwony i ładnie widać z niego Czarną Górę
Z Przełęczy Puchacza jedziemy dawną trasą zaplanowaną przez Ryjka w kierunku naszego ulubionego trawersu. Po drodze oczywiście przypominamy sobie jak to było kiedyś na tej trasie
Zjazd który przypomina Beskidzką wyrypę
Słynna przecinkę :)
Oraz wodospady które wtedy ominęliśmy
Ciekawy zjazd podmokła trasą daje wrażeń :)
Docieramy w końcu na trawers który teraz po remoncie przypomina raczej autostradę niż odcinek w górach :)
Najlepszy moment jak przy Slamence postawili betonowe przepusty, ciekawe w jakim celu?
Dowiadujemy się również że stok na Dolni Morava będzie dłuższy :) czekamy więc na zimę :)
Praktycznie od Slamenki robi się zimniej i ciemniej, nie dość że trzeba się ubrać to jeszcze zastanawiamy się czy my jeszcze coś w Navrsi zjemy jak dotrzemy tam około 18? Musimy trochę przyspieszyć
Omijamy odcinek Pod Babusi i jedziemy zielonym szlakiem w kierunku Susiny gdzie mieliśmy wjechać,ale z racji braku czasu odpuszczamy :(
Dalsza część to bardzo szybki dojazd do Navrsi, jesteśmy głodni i zastanawiamy się co będzie z obiadem? Miałem w razie czego plan awaryjny ale na razie z niego korzystamy dopóki nie będziemy na miejscu. Po dotarciu do Navrsi dosłownie całujemy klamkę schroniska
Zamknięte zostało jakieś pół godziny wcześniej,a o noclegu tez nie ma mowy. Ponieważ nie ma pewności co do Paprseka jedziemy do Starego Miasta zjeść i tam tez zostajemy. Pierwszy dzień wyprawy zaliczony, jedyen co całą drogę dokuczało to ciężki plecak.